Wielkie psiska tratują ogrody
Dodane przez intuicja dnia Maj 12 2014 11:32:36
Czy zastanawialiście się kiedyś, po co ludzie uprawiają ogródki? Fajnie mieć gdzie grilla zrobić i napić się zimnego piwa. Cudownie, gdy można dzieci lub wnuki wypuścić, by się bawiły, nie musząc się martwić, że padną ofiarą osiedlowej chuliganki, czyli tych wychowanych przed telewizorem. Świetnie, jeśli mamy się gdzie opalać i wypocząć w ciszy z dala od kłócących się świętych na co dzień sąsiadów, ale to nie wszystko.
Żyjemy w biednej gminie i nie da się ukryć, że nie żyje się tu ani łatwo, ani tanio. Wyczynem jest zarobić więcej, niż najniższa, bez względu na to, jak się człowiek stara. Emeryci i renciści mają jeszcze gorzej, bo oni nie mają już sił i zdrowia, by sobie dorobić, uprawiają więc ogródki. Nie robią tego po to, by wyłącznie zabić nadmiar czasu, ale dlatego, że mając taki obowiązek, mają nie tylko zapewniony ruch na świeżym powietrzu, ale i plony swojej pracy w postaci owoców i warzyw, które po przetworzeniu sprawiają, że żyje się taniej, bo zamiast kupić wnukom kolę, mogą poczęstować ich zdrowym swojskim sokiem, ogóreczkiem, czy truskawkami.
Niestety, jakby się działkowicze nie starali, zwykle padali łupem złodziei i turkucia podjadka, a tudzież ślimaków. Teraz w Reczu doszła nam jeszcze jedna plaga egipska, a są nią dwa wielkie ciemne psiska pani, która jest nietykalna.
Parafrazując Orwella: "wszyscy są równi, ale niektórzy są równiejsi od innych", to cytat z 1945 roku, i choć latka lecą na świecie nic się nie zmieniło, co dokładnie widać w naszej codzienności, a im mniejsza społeczność tym lepiej widać to, kto ma znajomości.
Pani Zet, zamieszkująca jak wszystkim wiadomo, ulicę Choszczeńską jest wielką miłośniczką zwierząt i chwała jej za to. Gorzej, że nie ma żadnej kontroli nad wielkimi bydlakami, które wypuszcza nocą luzem w miasto. Sympatyczne psinki wylegują się wtedy w czyjejś marchewce, komuś wytarzają się w ziemniakach, a jeszcze komuś porwą agrowłókninę na kapuście i stratują to, co pod nią. Na osobiste próby interwencji działkowców pani odpowiada, że jest bezradna, bo nie panuje nad psami. Smutne to, bo to znaczy, że trzeba je zabrać do schroniska, skoro właścicielka nie ma nad nimi żadnej kontroli, szczególnie nocą. Z interwencji policji też niewiele wyszło, chociaż panowie oglądali ogródki i robili zdjęcia. Cóż, podobno nie tylko szkodliwość jest niewielka, ale i pani Zet z ulicy Choszczeńskiej posiada w rodzinie policjantkę, która może ułatwić jej życie. Cudownie, prawda?
Nie ważne, że nocą w mieście luzem biegają wielkie psy, bo, może nie są groźne, może jeszcze nikogo nie ugryzły... tu jednak świetnie sprawdza się cytat z Orwella, że : "wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze od innych" i to te równiejsze ze względu na właścicielkę mogą w cudzych ogródkach bezkarnie robić co im się podoba. A emeryci? Cóż, pewnie brak im znajomości...
Ciekawe co na to straż miejska? Podobno jeszcze istnieje...