Południowe wybrzeże Bułgarii
Zdecydowałem się opisać naszą trzecią już wyprawę na południe
Bułgarii. W artykule tym opiszę drogę, udzielę wskazówek dotyczących wyboru
trasy przejazdu, noclegów, opłat drogowych, a także samego pobytu nad
pięknym, ciepłym morzem.
Wyjeżdżamy z Recza 21 lipca około godz. 7 rano. Przed nami 3 dni ciężkiej jazdy. Pierwszy etap podróży wiedzie znaną nam doskonale trasą do Jeleniej Góry i przejścia granicznego w Jakuszycach.
Następnie jedziemy do Pragi. Wybieram tę trasę po raz drugi ze względu na wygodę
podróżowania mimo, że nadkładam prawie 100 km. Już około 35 km za polską granicą w mieście Turnov
zaczyna się droga szybkiego ruchu i od tego miejsca kilometry mijają bardzo
szybko - po 40 minutach jesteśmy w Pradze.
WAŻNE!
W Czechach, na drogi szybkiego ruchu i autostrady należy kupić
winietkę. Kupujemy na stacji benzynowej w Turnowie. Nie płacimy w euro,
tylko w czeskich koronach - wychodzi dużo taniej. Korony kupiliśmy wcześniej na stacji
benzynowej w Jakuszycach, gdzie również zatankowaliśmy, chociaż cena benzyny w
Czechach jest podobna.
Ceny winietek:
200KC - na tydzień
300KC - na miesiąc
Oczywiście opłaca się kupić miesięczną, mamy wówczas opłaconą drogę
powrotną. Za jazdę bez winietki policja karze wysokimi mandatami.
Pragę omijamy bardzo dobrze oznakowanymi rozjazdami. Kierujemy
się na Brno i Bratysławę autostradą E65. Po wjeździe na tę magistralę można
ostro jechać przez całe Czechy (niezbyt dobra, głośna nawierzchnia) , Słowację i Węgry
(OK), aż pod Rumuńską
granicę. W praktyce jednak zmęczenie daje o sobie znać kilkadziesiąt kilometrów
za Brnem. Brno przejeżdża się bardzo płynnie. Oznakowania dróg są wzorowe.
Zatrzymujemy się na nocleg parę kilometrów przed granicą
słowacką - ostatni zjazd z autostrady po czeskiej stronie. Miejscowość nazywa
się Breclav (mapa poniżej). Tam zawsze można znaleźć nocleg. My zatrzymujemy się w pensjonacie
"U Michlu". Za pokój w tym przytulnym, 3-gwiazdkowym hoteliku płacimy 720 KC
(nieco ponad 100zł) ze śniadaniem . Nie jest to mało, ale w perspektywie dalszej jazdy
odpoczynek jest niezwykle ważny. I nie ma nic gorszego od noclegu w pobliżu
autostrady lub ruchliwej drogi, o czym zresztą przekonaliśmy się dnia następnego.
W Breclaviu jest cicho. No i piwko kosztuje tylko 2,50zł.
W Czechach dokupujemy 15 litrów benzyny żeby przejechać Słowację
i Węgry, gdzie paliwa są droższe.
Słowacja to odcinek około 100 km. Bratysławę przejeżdżamy w kilka minut
nowiutkim tunelem o długości
prawie 2 km. Następnie kierujemy się na Gyor i Budapeszt autostradą E75 -
po węgiersku M1.
WAŻNE!
Zarówno na Słowacji jak i Węgrzech należy kupić winietki - najlepiej na
przejściach granicznych. Na Słowacji opłaca się kupić winietkę miesięczną -
będzie na drogę powrotną, na Węgrzech zaś lepiej kupić winietkę 4 dniową.
Ceny winietek na Słowacji - 12 EU na miesiąc
Ceny winietek na Węgrzech - 7 EU na 4 dni.
Węgrzy mają autostrady o bardzo dobrej nawierzchni i
doskonałym oznakowaniu. Trzeba tylko uważać w Budapeszcie, bo cały czas coś
remontują. Budapeszt omija się obwodnicą kierując się na Belgrad, Kecskemet i
Szeged - E75 (M5). Autostrada dochodzi do granicy z Serbią (Węgrzy budują, a nie
gadają o autostradach), ale my zjeżdżamy do
miasta Szeged. Niestety trzeba jechać przez centrum drogą E68 kierując się na Mako, Nagylak (przejście graniczne z Rumunią) lub Arad - pierwsze duże miasto w
Rumunii. Na szczęście oznakowanie jest bardzo dobre. Temperatura na zewnątrz
zwala z nóg - 39 stopni. Gdyby nie klima w samochodzie chyba byśmy umarli.
Przed nami Nagylak, po rumuńsku Nadlac. Jesteśmy w Rumunii.
Na przejściu kupujemy 600 Lei (200 EU). Powinno starczyć na
benzynę i noclegi. Chociaż w Rumunii na stacjach benzynowych i w motelach można
płacić w euro, to stosują oni kiepski przelicznik. Lepiej kupić leje w kantorze
na granicy. Na pierwszej stacji benzynowej tankujemy po korek i kupujemy
kolejną winietkę - 5 EU. Paliwo w Rumunii jest tańsze, a do tego bardzo dobre.
Kupuję więc super plumb 98 za 3,5 RL (4,20 zł). Zwykła 95 kosztuje 3,31 RL. (1
RL = 1,20 zł)
Ruszamy w kierunku Aradu drogą E 68. Znam tę drogę - jedziemy tędy po raz
trzeci. W Aradzie nie należy się pchać do centrum. To wielkie miasto. Przed
Aradem wjeżdżamy na obwodnicę (skręt w lewo), kierując się na miasto Deva - żeby
się nie pomylić najlepiej jechać za jakimś miejscowym tirem. Jazda przez centrum
Aradu to masakra. Raz popełniłem ten błąd.
Drogi w Rumunii są mniej więcej jak polskie. Trzeba jednak bardzo uważać na
przejazdach kolejowych, przy różnych pomostach i wiaduktach. Można urwać koło.
UWAGA! Rumuni na głównych drogach potrafią wpakować progi zwalniające lub, by
wymusić zmniejszenie prędkości, wycinają w asfalcie poprzeczne bruzdy. Można spotkać
cygański tabor lub stado bawołów, a także ogromne ilości psów szukających przy
drodze resztek jedzenia. Zresztą wiele z nich ginie pod kolami samochodów -
widok dla nas bardzo przygnębiający. Kierowcy jeżdżą bardzo szybko i
agresywnie. Nawet gdy masz zielone światło upewnij się, że jakiś tir nie wjeżdża
ci właśnie do kabiny. Ograniczenia prędkości są w zasadzie fikcją, a prędkość 90
- 100km/h przez wioskę to norma, podobnie jak wyprzedzanie z prawej strony lub
na wysepce pod prąd. Policję spotyka się dość często, ale zawsze ktoś wcześniej
ostrzeże.
Jedziemy więc na wschód drogą E 68 (rumuńska 7). Jest niedziela i tiry mają
zakaz ruchu do godz. 22. Chcemy więc dojechać jak najbliżej Pitesti, gdzie
zaczyna się autostrada. Po drodze przejeżdżamy przez miejscowości Deva, Sebes, Sibiu. W
tych miastach należy jechać przez centrum. Oznakowania są dobre, ani razu nie
błądzimy. Za miastem Sibiu (spore miasto), w kierunku Ramnicu Valcea i Piteszti (E81, 7) zaczyna
się przełom Aluty (Olt) - piękna rzeka przedziera się przez Karpaty (zdjęcie
poniżej). Te około 80 km to
niezwykle malowniczy odcinek, niestety nie pogonisz. Droga jest kręta, a
wyprzedzanie niezwykle niebezpieczne. Można więc spokojnie podziwiać widoki.
Mijamy wiele przydrożnych moteli. Czujemy już zmęczenie - czas szukać noclegu.
Nie polecam spania w motelu przy drodze. Popełniamy ten błąd zatrzymując się
przed miejscowością Calimanesti. Pokój ładny, czysty z przepięknym widokiem na
Karpaty. Płacimy 80 RL. Niestety tiry wieczorem ruszają. Masakra - zero spania.
Rano wjeżdżamy do Calimanesti, tiry jadą obwodnicą po drugiej
stronie rzeki (obwodnicy nie ma
na mapie). A w Calimanesti cichutko, spokojnie i pensjonat na pensjonacie,
motele, prywatne kwatery. Mało szlag nas nie trafia - trzeba było wieczorem
pojechać te 2 km dalej. Ale cóż - zapałki w oczy i
jazda.
Odcinek do Pitesti jest górzysty i kręty. Mamy poniedziałek i tiry na drodze. Te
60 km to strome podjazdy i zjazdy. W sumie ciekawie, ale powoli.
Pitesti to duże miasto i niestety trzeba jechać przez centrum. Oznakowanie dobre
- kierunek Bukareszt (E 70) i nareszcie autostrada. Nadrabiamy czas, temperatura
rośnie. Zatrzymujemy się na kawę w knajpce przy autostradzie. Temperatura - 39
stopni zwala z nóg. Od razu podbiegają do nas psy wesoło merdając ogonami żebrzą o jedzenie.
Ale musi im się nieźle powodzić, bo chleba nie chcą. W knajpce klima - o jak
dobrze!
Dojeżdżamy do Bukaresztu. Zastanawiam się, czy dobrze pamiętam
zjazd na obwodnicę. Wiem, że obwodnica to w języku rumuńskim "centura" - nie
mylić z centrum. Pamiętam też, że zjazd nie był oznakowany, a zjechać należy
przed wiaduktem kolejowym, skręcić w prawo i objechać Bukareszt od południa
mając po lewej ręce tory kolejowe. Uff, udało się - trafiłem! Gdyby ktoś nie
wiedział, które to miejsce, na pewno by nie trafił (kliknij na miniatury).
Z century można jechać w kierunku Bułgarii przez Giurgiu lub
nieco dalej (o 100 km) przez Constantę. Wybieramy tę drugą opcję, ponieważ
chcemy jak najszybciej zobaczyć morze, przejechać nowiutką autostradą do
Constanty no i uniknąć opłaty 20 EU za przejazd mostem Giurgiu - Ruse. Ponadto
planujemy obejrzeć nadmorskie miejscowości poczynając od samej granicy Rumuńsko
- Bułgarskiej. Jedziemy więc na zjazd do Constancy. UWAGA! Obwodnica Bukaresztu
jest drogą podporządkowaną. Na każdym, nawet maleńkim skrzyżowaniu ustępujesz
pierwszeństwa. Zjazd trudno przegapić - jest to trzeci duży zjazd, a nowiutką autostradę
łatwo rozpoznać. Jak nie trafisz na korek - czas na pokonanie stolicy
Rumunii to 30 - 35 minut.
Niestety autostrada nie dochodzi do Constanty. Jest w budowie.
Jej długość to jakieś 140 km do miejscowości Cernavoda - już na prawym brzegu
Dunaju, 63 km od Constancy. Na tym odcinku jedzie się znacznie wolniej. Na
zdjęciu poniżej mosty nad Dunajem przed końcem autostrady.
Constanta to wielkie miasto i największy port Rumunii. Ale
jest sprytny sposób, by je przejechać. Przy wjeździe do miasta należy skręcić w
prawo (jest drogowskaz), przez wiadukt na Mangalię. Potem obrać kierunek na
ciepłownię (widać ją z daleka - zdjęcie poniżej), przed ciepłownią skręcić w lewo, a za
ciepłownią w prawo. W ten sposób omija się prawie całe miasto. Jedziemy na
południe, po lewej ręce Morze Czarne (dlaczego czarne skoro jest błękitne?)
Zbliżamy się do granicy z Bułgarią. Mijamy jeszcze turystyczne
Efori, przejeżdżamy przez Mangalię kierując się na przejście w Vama Veche (E
87). W Mangalii tankujemy fajnej rumuńskiej benzynki. Po korek. Zostało nam 145
RL - wydamy je w drodze powrotnej.
Na przejściu jesteśmy o godz. 15. Nikogo tu nie ma. Czynny tylko punkt sprzedaży
winietek. Kupujemy na 2 tygodnie - 10 EU. Nie ma kantoru, a my nie mamy lewów
(waluta bułgarska). Mamy za to pełen bak i euro. Nie zginiemy.
Najbliższa godna uwagi miejscowość nadmorska to Kavarna. Droga nie najlepsza.
Pamiętamy, że poprawi się niebawem, no i tak też jest. Zjeżdżamy do Kavarny.
Kręcimy się po mieście, jakoś nie za bardzo nam się podoba. Jest za duża i nie
ma tego specyficznego nadmorskiego klimatu. Podchodzi do nas gościu i proponuje
pokój za 20 EU - niech spada. Jedziemy dalej. Bałczik jest piękny, ale też za
duży. Złote Piaski - tam wszędzie słychać niemiecki i drogo. Nie chcę. I tak z
miejscowości do miejscowości.
Wreszcie Sylwia pyta, czy dam radę dojechać na nasze stare śmieci - do Lozenca? Dam, a co nie!
Jedziemy więc. Kierunek Varna, potem Burgas. Między Varną, a Burgas są górki i
jazda jest bardzo urozmaicona. Góry kończą się przed Burgas w miejscowości
Elenite. Potem jest kilka fajnych miejsc. Nesebar - piękne, rzymskie miasto
objęte patronatem Unesco. Tu musi być
drogo - ale warto zobaczyć. Fajna jest Ravda, zresztą wszędzie jest fajnie. Ale my mamy już zakodowane:
jedziemy do Lozenca.
UWAGA! Bułgarscy kierowcy to nerwusy. Tak jak Rumuni - jeżdżą
szybko i bez kultury. Trzeba na n ich uważać. Jeśli jest duży ruch, a ty chcesz
np. skręcić w lewo lub chcesz wyjechać z ulicy podporządkowanej nie licz, że ktoś cię przepuści. No chyba, że trafisz na
Niemca, Szweda lub Polaka. Inaczej stoisz cały dzień lub ryzykujesz i wymuszasz.
To samo zresztą było w Rumunii. Drogi w Bułgarii właśnie zaczęli remontować.
Mniej więcej od Bałczik na południe jest już OK. Należy uważać na policję - jest ich sporo i
biorą. Jechaliśmy 90 km/h, a facet wciskał mi, że 127 km/h. Nic nie dostał, bo
kłamał. Jeśli natomiast masz coś na sumieniu - nie dyskutuj, daj 5 EU lub paczkę
markowych fajek dla każdego i z głowy.
Zresztą kierowcy ostrzegają się wzajemnie przed drogówką światłami.
Oznakowanie dróg jest takie sobie, natomiast w miastach praktycznie nie istnieje
lub jest tak umieszczone, że trudno je zauważyć, np. drogowskaz umieszczony
zaraz za drzewem. Żeby go odczytać trzeba rozsunąć gałęzie.
Varna - wielkie miasto i port. W jaki sposób po raz piąty
udało mi się je przejechać - nie wiem. Za każdym razem jechałem inaczej. Trzeba
najpierw kierować się na Sofię, a potem odbić w lewo na Burgas i trafić na gigantyczny most. Niby
proste, a jednak...
W Burgas jest prościej - można na pierwszym rondzie jechać do centrum i potem
cały czas prosto kierując się na Sozopol lub objechać Burgas tak, jak na
zdjęciu. Oba rozwiązania są OK. W ostateczności bierzesz taryfę i za 5 - 6 BL
(10 - 12 zł) facet cię wyprowadzi. Raz tak zrobiliśmy. Tylko jak zobaczysz, że
to Cygan - daj sobie spokój chyba, że chcesz zwiedzić całe miasto.
Wyjeżdżamy z Burgas na południe. Mijamy Czernomorec, Sozopol,
Djuni, Primorsko, Kiten i punktualnie o godz. 20 wysiadamy z auta w Lozencu
przed domem Duszana. Ale się zdziwili.
Lozenec jest miejscowością typowo turystyczną. Poza sezonem
liczy 300 mieszkańców, w sezonie - 10 tys. Jest tu mnóstwo sklepów, straganów,
restauracji. Lozenec ma 2 piaszczyste plaże i jedną kamienistą. Ceny są tu
umiarkowane, chociaż nieco wzrosły. Ale tym nie należy się specjalnie
przejmować. Jeśli wiesz, gdzie kupować i gdzie jeść - jesteś gość. A większe
zakupy można robić 6 km dalej - w Carevie. Carevo (można spotkać pisownię
Tzarevo) jest miastem powiatowym, ma tylko kamienistą plażę (piaszczysta jest
nieco dalej), a więc nie ma tak
dużo turystów. Tu ceny są niższe. W przypadku owoców, czy ciuchów nawet o 50%.
Jeśli szukasz ciszy, spokoju i leniwej, wczasowej atmosfery, polecam Carewo.
Jeśli natomiast chcesz imprezować w dyskotece, w tłumie ludzi i co dzień
odwiedzać inną knajpę - wybierz np. Kiten. Lozenec to coś pośredniego. Im dalej
na południe, tym ceny niższe. Zarówno kwater, jak i towarów. Warto odwiedzić
Ahtopol (zdjęcie powyżej), czy Sinemorec z bardzo fajną plażą oderwaną od lądu
ujściem rzeki.
WARTO WIEDZIEĆ
Noclegi znajdziesz w hotelach, luksusowych pensjonatach, ale tam jest drogo.
Najlepiej szukać w prywatnych kwaterach. Ceny zależą od standardu, ale są
znacznie niższe niż nad Bałtykiem. Bułgarzy wywieszają kartki z napisem
"swobodni stai". Oznacza to wolne miejsca (fotka poniżej, może być też
napis na zwykłej kartce). W Carevie stoją z takimi kartkami przy wjeździe do
miasta.
Kantorów jest w Bułgarii dużo. Nie wymieniaj jednak euro w prywatnych.
W nich 1 EU = 1,85 BL. Lepiej pojedź do pierwszego lepszego banku (w Carevie, po
wjeździe do miasta - trzecia ulica w lewo i przy policji w prawo). Za 1 EU
dostaniesz 1,95 BL. Jest to kurs stały. Na jednym EU zyskujesz 10 stotinek, a np. piwo kosztuje 70.
Jeśli już musisz wymienić w prywatnym kantorze, to nie u Cyganów - mogą oszukać.
Uważaj też na napis "komisjonno" lub się spytaj. Oznacza to prowizję, którą ci
policzą. Wybierz kantor "bez komisjonno".
Chociaż w niektórych knajpach i stacjach benzynowych można, to ty mimo tego nie
płać w euro. Skroją cię niekorzystnym kursem.
Jeśli masz taką możliwość, to owoce kupuj z przydomowych ogródków (fotka). Są tańsze, a
przy tym niesamowicie smaczne.
Bułgarzy, zwłaszcza starsi (młodzi też się trafią) odwrotnie kiwają głowami. Jeśli
mówi "tak" kiwa głową jak "nie" (a raczej kołysze na boki) i
odwrotnie. Wywołuje to mnóstwo zabawnych sytuacji.
Uważaj na kierunki, bo w lewo - to "nalewo", prosto to "naprawo", a na prawo to
"na diesnu". Kiedyś spytałem Bułgara o drogę, on powiedział, że prosto - czyli
"naprawo", no i pojeździłem trochę w kółko.
CENY
Benzyna 95 - 1,95 BL - tańsza niż w Rumunii, dlatego w drodze powrotnej
zatankowaliśmy w Bułgarii.
Nocleg w prywatnych kwaterach - od 10 BL od osoby wzwyż w zależności od
standardu. Im dalej na południe, tym taniej. W Carewie całkiem tanio.
Obiad w restauracji - jedno spore danie plus piwo - około 5 - 6 BL
Mała pizza (zdjęcie wyżej) - 2 BL
Baniczki (bardzo smaczne i duże, pożywne wypieki z różnym nadzieniem) - 1,5 BL
Kebapcze i kiuftete (mielone mięso z grilla wielkości kotleta mielonego lub
parówki) - 0,8 -
1 BL/szt.
Pomidory z ogródka (pyszne) - 2,5 BL/kg
Brzoskwinie - 4 BL/kg (w Carevie - 2,5 BL)
Bakława - bardzo słodkie ciasto - 1 BL
Jogurt (kisjałe mliako), ale taki, że kroisz nożem - 0,5 - 0,6 BL
Piwo Zagorka, całkiem smaczne - 0,75 BL
Pyszne wino czerwone w sklepie - 4,5 BL butelka 0,7 L
Rakija - 8 BL litr. Legalna domowa (domasznia) - 6 BL
Whisky bułgarska - 8 - 9 BL za litr
DANIA W RESTAURACJI
Czorba - gęsta zupa (polecam "bob czorba" - fasolowa, cena 1,5 BL)
Tarator - coś jak nasz chłodnik, tylko bez buraczków - 1 BL
Musaka - zapiekanka z ziemniaków, mięsa i sera (zdjęcie powyżej) - około 3,5 - 4
BL
Kebabcze i kiuftete - mielone mięso z grilla wielkości kotleta mielonego lub
parówki - 1 BL
Gjuwecz - ryż z warzywami bez mięsa - 3,5 BL
Czuszka - papryka. Czuszka bjurek - nadziewana twarogiem i pomidorami, smażona w
cieście papryka - 4 BL
Plnienyj patładżan - faszerowany mięsem bakłażan zapiekany - 3 - 4 BL
Szopski sałat - sałatka z pomidorów, ogórków, papryki posypana słonym twarogiem
- bardzo smaczna - 2,5 -3 BL (ogromna porcja, my braliśmy jedną na 2 osoby).
Jak mi się coś przypomni, to dopiszę. A teraz zapraszam do
galerii.
|