Strona Główna Artykuły Linki Galeria Poczta Kwiecień 25 2024 16:00:39
Nawigacja
Strona Główna
Artykuły
Linki
Kontakt
Galeria
Oficjalny Recz
Szukaj
Pogoda z ICM




Ostatnie Artykuły
Święto flagi
Tak dobrze żarło - i...
Niez.Int.Port.Mieszk...
Nabór do grupy język...
Wielkie psiska tratu...
Tolerancja medyczna.
Informacja o naborze...
Użytkowników Online
Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanch Uzytkowników: 213
Nieaktywowany Użytkownik: 0
Najnowszy Użytkownik: eugen
OC AC
Wyprawy na Bałkany


Południowe wybrzeże Bułgarii


Zdecydowałem się opisać naszą trzecią już wyprawę na południe
Bułgarii. W artykule tym opiszę drogę, udzielę wskazówek dotyczących wyboru
trasy przejazdu, noclegów, opłat drogowych, a także samego pobytu nad
pięknym, ciepłym morzem.







Wyjeżdżamy z Recza 21 lipca około godz. 7 rano. Przed nami 3 dni ciężkiej jazdy. Pierwszy etap podróży wiedzie znaną nam doskonale trasą do Jeleniej Góry i przejścia granicznego w Jakuszycach.
Następnie jedziemy do Pragi. Wybieram tę trasę po raz drugi ze względu na wygodę
podróżowania mimo, że nadkładam prawie 100 km. Już około 35 km za polską granicą w mieście Turnov
zaczyna się droga szybkiego ruchu i od tego miejsca kilometry mijają bardzo
szybko - po 40 minutach jesteśmy w Pradze.

WAŻNE!
W Czechach, na drogi szybkiego ruchu i autostrady należy kupić
winietkę. Kupujemy na stacji benzynowej w Turnowie. Nie płacimy w euro,
tylko w czeskich koronach - wychodzi dużo taniej. Korony kupiliśmy wcześniej na stacji
benzynowej w Jakuszycach, gdzie również zatankowaliśmy, chociaż cena benzyny w
Czechach jest podobna.

Ceny winietek:

200KC - na tydzień

300KC - na miesiąc

Oczywiście opłaca się kupić miesięczną, mamy wówczas opłaconą drogę
powrotną. Za jazdę bez winietki policja karze wysokimi mandatami.


Pragę omijamy bardzo dobrze oznakowanymi rozjazdami. Kierujemy
się na Brno i Bratysławę autostradą E65. Po wjeździe na tę magistralę można
ostro jechać przez całe Czechy (niezbyt dobra, głośna nawierzchnia) , Słowację i Węgry
(OK), aż pod Rumuńską
granicę. W praktyce jednak zmęczenie daje o sobie znać kilkadziesiąt kilometrów
za Brnem. Brno przejeżdża się bardzo płynnie. Oznakowania dróg są wzorowe.

Zatrzymujemy się na nocleg parę kilometrów przed granicą
słowacką - ostatni zjazd z autostrady po czeskiej stronie. Miejscowość nazywa
się Breclav (mapa poniżej). Tam zawsze można znaleźć nocleg. My zatrzymujemy się w pensjonacie
"U Michlu". Za pokój w tym przytulnym, 3-gwiazdkowym hoteliku płacimy 720 KC
(nieco ponad 100zł) ze śniadaniem . Nie jest to mało, ale w perspektywie dalszej jazdy
odpoczynek jest niezwykle ważny. I nie ma nic gorszego od noclegu w pobliżu
autostrady lub ruchliwej drogi, o czym zresztą przekonaliśmy się dnia następnego.
W Breclaviu jest cicho. No i piwko kosztuje tylko 2,50zł.


W Czechach dokupujemy 15 litrów benzyny żeby przejechać Słowację
i Węgry, gdzie paliwa są droższe.

 



 




Słowacja to odcinek około 100 km. Bratysławę przejeżdżamy w kilka minut
nowiutkim tunelem o długości
prawie 2 km. Następnie kierujemy się na Gyor i Budapeszt autostradą E75 -
po węgiersku M1.

WAŻNE!
Zarówno na Słowacji jak i Węgrzech należy kupić winietki - najlepiej na
przejściach granicznych. Na Słowacji opłaca się kupić winietkę miesięczną -
będzie na drogę powrotną, na Węgrzech zaś lepiej kupić winietkę 4 dniową.

Ceny winietek na Słowacji - 12 EU na miesiąc

Ceny winietek na Węgrzech - 7 EU na 4 dni.


Węgrzy mają autostrady o bardzo dobrej nawierzchni i
doskonałym oznakowaniu. Trzeba tylko uważać w Budapeszcie, bo cały czas coś
remontują. Budapeszt omija się obwodnicą kierując się na Belgrad, Kecskemet i
Szeged - E75 (M5). Autostrada dochodzi do granicy z Serbią (Węgrzy budują, a nie
gadają o autostradach), ale my zjeżdżamy do
miasta Szeged. Niestety trzeba jechać przez centrum drogą E68 kierując się na Mako, Nagylak (przejście graniczne z Rumunią) lub Arad - pierwsze duże miasto w
Rumunii. Na szczęście oznakowanie jest bardzo dobre. Temperatura na zewnątrz
zwala z nóg - 39 stopni. Gdyby nie klima w samochodzie chyba byśmy umarli.

Przed nami Nagylak, po rumuńsku Nadlac. Jesteśmy w Rumunii.




Na przejściu kupujemy 600 Lei (200 EU). Powinno starczyć na
benzynę i noclegi. Chociaż w Rumunii na stacjach benzynowych i w motelach można
płacić w euro, to stosują oni kiepski przelicznik. Lepiej kupić leje w kantorze
na granicy. Na pierwszej stacji benzynowej tankujemy po korek i kupujemy
kolejną winietkę - 5 EU. Paliwo w Rumunii jest tańsze, a do tego bardzo dobre.
Kupuję więc super plumb 98 za 3,5 RL (4,20 zł). Zwykła 95 kosztuje 3,31 RL. (1
RL = 1,20 zł)

Ruszamy w kierunku Aradu drogą E 68. Znam tę drogę - jedziemy tędy po raz
trzeci. W Aradzie nie należy się pchać do centrum. To wielkie miasto. Przed
Aradem wjeżdżamy na obwodnicę (skręt w lewo), kierując się na miasto Deva - żeby
się nie pomylić najlepiej jechać za jakimś miejscowym tirem. Jazda przez centrum
Aradu to masakra. Raz popełniłem ten błąd.

Drogi w Rumunii są mniej więcej jak polskie. Trzeba jednak bardzo uważać na
przejazdach kolejowych, przy różnych pomostach i wiaduktach. Można urwać koło.
UWAGA! Rumuni na głównych drogach potrafią wpakować progi zwalniające lub, by
wymusić zmniejszenie prędkości, wycinają w asfalcie poprzeczne bruzdy. Można spotkać
cygański tabor lub stado bawołów, a także ogromne ilości psów szukających przy
drodze resztek jedzenia. Zresztą wiele z nich ginie pod kolami samochodów -
widok dla nas bardzo przygnębiający.  Kierowcy jeżdżą bardzo szybko i
agresywnie. Nawet gdy masz zielone światło upewnij się, że jakiś tir nie wjeżdża
ci właśnie do kabiny. Ograniczenia prędkości są w zasadzie fikcją, a prędkość 90
- 100km/h przez wioskę to norma, podobnie jak wyprzedzanie z prawej strony lub
na wysepce pod prąd. Policję spotyka się dość często, ale zawsze ktoś wcześniej
ostrzeże.

Jedziemy więc na wschód drogą E 68 (rumuńska 7). Jest niedziela i tiry mają
zakaz ruchu do godz. 22. Chcemy więc dojechać jak najbliżej Pitesti, gdzie
zaczyna się autostrada. Po drodze przejeżdżamy przez miejscowości Deva, Sebes, Sibiu. W
tych miastach należy jechać przez centrum. Oznakowania są dobre, ani razu nie
błądzimy. Za miastem Sibiu (spore miasto), w kierunku Ramnicu Valcea i Piteszti (E81, 7) zaczyna
się przełom Aluty (Olt) - piękna rzeka przedziera się przez Karpaty (zdjęcie
poniżej). Te około 80 km to
niezwykle malowniczy odcinek, niestety nie pogonisz. Droga jest kręta, a
wyprzedzanie niezwykle niebezpieczne. Można więc spokojnie podziwiać widoki.
Mijamy wiele przydrożnych moteli. Czujemy już zmęczenie - czas szukać noclegu.
Nie polecam spania w motelu przy drodze. Popełniamy ten błąd zatrzymując się
przed miejscowością Calimanesti. Pokój ładny, czysty z przepięknym widokiem na
Karpaty. Płacimy 80 RL. Niestety tiry wieczorem ruszają. Masakra - zero spania.








Rano wjeżdżamy do Calimanesti, tiry jadą obwodnicą po drugiej
stronie rzeki (obwodnicy nie ma
na mapie). A w Calimanesti cichutko, spokojnie i pensjonat na pensjonacie,
motele, prywatne kwatery. Mało szlag nas nie trafia - trzeba było wieczorem
pojechać te 2 km dalej. Ale cóż - zapałki w oczy i
jazda.

Odcinek do Pitesti jest górzysty i kręty. Mamy poniedziałek i tiry na drodze. Te
60 km to strome podjazdy i zjazdy. W sumie ciekawie, ale powoli.

Pitesti to duże miasto i niestety trzeba jechać przez centrum. Oznakowanie dobre
- kierunek Bukareszt (E 70) i nareszcie autostrada. Nadrabiamy czas, temperatura
rośnie. Zatrzymujemy się na kawę w knajpce przy autostradzie. Temperatura - 39
stopni zwala z nóg. Od razu podbiegają do nas psy wesoło merdając ogonami żebrzą o jedzenie.
Ale musi im się nieźle powodzić, bo chleba nie chcą. W knajpce klima - o jak
dobrze!


Dojeżdżamy do Bukaresztu. Zastanawiam się, czy dobrze pamiętam
zjazd na obwodnicę. Wiem, że obwodnica to w języku rumuńskim "centura" - nie
mylić z centrum. Pamiętam też, że zjazd nie był oznakowany, a zjechać należy
przed wiaduktem kolejowym, skręcić w prawo i objechać Bukareszt od południa
mając po lewej ręce tory kolejowe. Uff, udało się - trafiłem! Gdyby ktoś nie
wiedział, które to miejsce, na pewno by nie trafił (kliknij na miniatury).






Z century można jechać w kierunku Bułgarii przez Giurgiu lub
nieco dalej (o 100 km) przez Constantę. Wybieramy tę drugą opcję, ponieważ
chcemy jak najszybciej zobaczyć morze, przejechać nowiutką autostradą do
Constanty no i uniknąć opłaty 20 EU za przejazd mostem Giurgiu - Ruse. Ponadto
planujemy obejrzeć nadmorskie miejscowości poczynając od samej granicy Rumuńsko
- Bułgarskiej. Jedziemy więc na zjazd do Constancy. UWAGA! Obwodnica Bukaresztu
jest drogą podporządkowaną. Na każdym, nawet maleńkim skrzyżowaniu ustępujesz
pierwszeństwa. Zjazd trudno przegapić - jest to trzeci duży zjazd, a nowiutką autostradę
łatwo rozpoznać. Jak nie trafisz na korek - czas na pokonanie stolicy
Rumunii to 30 - 35 minut.


Niestety autostrada nie dochodzi do Constanty. Jest w budowie.
Jej długość to jakieś 140 km do miejscowości Cernavoda - już na prawym brzegu
Dunaju, 63 km od Constancy. Na tym odcinku jedzie się znacznie wolniej. Na
zdjęciu poniżej mosty nad Dunajem przed końcem autostrady.




Constanta to wielkie miasto i największy port Rumunii. Ale
jest sprytny sposób, by je przejechać. Przy wjeździe do miasta należy skręcić w
prawo (jest drogowskaz), przez wiadukt na Mangalię. Potem obrać kierunek na
ciepłownię (widać ją z daleka - zdjęcie poniżej), przed ciepłownią skręcić w lewo, a za
ciepłownią w prawo. W ten sposób omija się prawie całe miasto. Jedziemy na
południe, po lewej ręce Morze Czarne (dlaczego czarne skoro jest błękitne?)






Zbliżamy się do granicy z Bułgarią. Mijamy jeszcze turystyczne
Efori, przejeżdżamy przez Mangalię kierując się na przejście w Vama Veche (E
87). W Mangalii tankujemy fajnej rumuńskiej benzynki. Po korek. Zostało nam 145
RL - wydamy je w drodze powrotnej.

Na przejściu jesteśmy o godz. 15. Nikogo tu nie ma. Czynny tylko punkt sprzedaży
winietek. Kupujemy na 2 tygodnie - 10 EU. Nie ma kantoru, a my nie mamy lewów
(waluta bułgarska). Mamy za to pełen bak i euro. Nie zginiemy.

Najbliższa godna uwagi miejscowość nadmorska to Kavarna. Droga nie najlepsza.
Pamiętamy, że poprawi się niebawem, no i tak też jest. Zjeżdżamy do Kavarny.
Kręcimy się po mieście, jakoś nie za bardzo nam się podoba. Jest za duża i nie
ma tego specyficznego nadmorskiego klimatu. Podchodzi do nas gościu i proponuje
pokój za 20 EU - niech spada. Jedziemy dalej. Bałczik jest piękny, ale też za
duży. Złote Piaski - tam wszędzie słychać niemiecki i drogo. Nie chcę. I tak z
miejscowości do miejscowości.

Wreszcie Sylwia pyta, czy dam radę dojechać na nasze stare śmieci - do Lozenca? Dam, a co nie!
Jedziemy więc. Kierunek Varna, potem Burgas. Między Varną, a Burgas są górki i
jazda jest bardzo urozmaicona. Góry kończą się przed Burgas w miejscowości
Elenite. Potem jest kilka fajnych miejsc. Nesebar - piękne, rzymskie miasto
objęte patronatem Unesco. Tu musi być
drogo - ale warto zobaczyć. Fajna jest Ravda, zresztą wszędzie jest fajnie. Ale my mamy już zakodowane:
jedziemy do Lozenca.


UWAGA! Bułgarscy kierowcy to nerwusy. Tak jak Rumuni - jeżdżą
szybko i bez kultury. Trzeba na n ich uważać. Jeśli jest duży ruch, a ty chcesz
np. skręcić w lewo lub chcesz wyjechać z ulicy podporządkowanej nie licz, że ktoś cię przepuści. No chyba, że trafisz na
Niemca, Szweda lub Polaka. Inaczej stoisz cały dzień lub ryzykujesz i wymuszasz.
To samo zresztą było w Rumunii. Drogi w Bułgarii właśnie zaczęli remontować.
Mniej więcej od Bałczik na południe jest już OK. Należy uważać na policję - jest ich sporo i
biorą. Jechaliśmy 90 km/h, a facet wciskał mi, że 127 km/h. Nic nie dostał, bo
kłamał. Jeśli natomiast masz coś na sumieniu - nie dyskutuj, daj 5 EU lub paczkę
markowych fajek dla każdego i z głowy.
Zresztą kierowcy ostrzegają się wzajemnie przed drogówką światłami.

Oznakowanie dróg jest takie sobie, natomiast w miastach praktycznie nie istnieje
lub jest tak umieszczone, że trudno je zauważyć, np. drogowskaz umieszczony
zaraz za drzewem. Żeby go odczytać trzeba rozsunąć gałęzie.


Varna - wielkie miasto i port. W jaki sposób po raz piąty
udało mi się je przejechać - nie wiem. Za każdym razem jechałem inaczej. Trzeba
najpierw kierować się na Sofię, a potem odbić w lewo na Burgas i trafić na gigantyczny most. Niby
proste, a jednak...

W Burgas jest prościej - można na pierwszym rondzie jechać do centrum i potem
cały czas prosto kierując się na Sozopol lub objechać Burgas tak, jak na
zdjęciu. Oba rozwiązania są OK. W ostateczności bierzesz taryfę i za 5 - 6 BL
(10 - 12 zł) facet cię wyprowadzi. Raz tak zrobiliśmy. Tylko jak zobaczysz, że
to Cygan - daj sobie spokój chyba, że chcesz zwiedzić całe miasto.






Wyjeżdżamy z Burgas na południe. Mijamy Czernomorec, Sozopol,
Djuni, Primorsko, Kiten i punktualnie o godz. 20 wysiadamy z auta w Lozencu
przed domem Duszana. Ale się zdziwili.








Lozenec jest miejscowością typowo turystyczną. Poza sezonem
liczy 300 mieszkańców, w sezonie - 10 tys. Jest tu mnóstwo sklepów, straganów,
restauracji. Lozenec ma 2 piaszczyste plaże i jedną kamienistą. Ceny są tu
umiarkowane, chociaż nieco wzrosły. Ale tym nie należy się specjalnie
przejmować. Jeśli wiesz, gdzie kupować i gdzie jeść - jesteś gość. A większe
zakupy można robić 6 km dalej - w Carevie. Carevo (można spotkać pisownię
Tzarevo) jest miastem powiatowym, ma tylko kamienistą plażę (piaszczysta jest
nieco dalej), a więc nie ma tak
dużo turystów. Tu ceny są niższe. W przypadku owoców, czy ciuchów nawet o 50%.

Jeśli szukasz ciszy, spokoju i leniwej, wczasowej atmosfery, polecam Carewo.
Jeśli natomiast chcesz imprezować w dyskotece, w tłumie ludzi i co dzień
odwiedzać inną knajpę - wybierz np. Kiten. Lozenec to coś pośredniego. Im dalej
na południe, tym ceny niższe. Zarówno kwater, jak i towarów. Warto odwiedzić
Ahtopol (zdjęcie powyżej), czy Sinemorec z bardzo fajną plażą oderwaną od lądu
ujściem rzeki.


WARTO WIEDZIEĆ

Noclegi znajdziesz w hotelach, luksusowych pensjonatach, ale tam jest drogo.
Najlepiej szukać w prywatnych kwaterach. Ceny zależą od standardu, ale są
znacznie niższe niż nad Bałtykiem. Bułgarzy wywieszają kartki z napisem
"swobodni stai". Oznacza to wolne miejsca (fotka poniżej, może być też
napis na zwykłej kartce). W Carevie stoją z takimi kartkami przy wjeździe do
miasta.

Kantorów jest w Bułgarii dużo. Nie wymieniaj jednak euro w prywatnych.
W nich 1 EU = 1,85 BL. Lepiej pojedź do pierwszego lepszego banku (w Carevie, po
wjeździe do miasta - trzecia ulica w lewo i przy policji w prawo). Za 1 EU
dostaniesz 1,95 BL. Jest to kurs stały. Na jednym EU zyskujesz 10 stotinek, a np. piwo kosztuje 70.
Jeśli już musisz wymienić w prywatnym kantorze, to nie u Cyganów - mogą oszukać.
Uważaj też na napis "komisjonno" lub się spytaj. Oznacza to prowizję, którą ci
policzą. Wybierz kantor "bez komisjonno".

Chociaż w niektórych knajpach i stacjach benzynowych można, to ty mimo tego nie
płać w euro. Skroją cię niekorzystnym kursem.

Jeśli masz taką możliwość, to owoce kupuj z przydomowych ogródków (fotka). Są tańsze, a
przy tym niesamowicie smaczne.

Bułgarzy, zwłaszcza starsi (młodzi też się trafią) odwrotnie kiwają głowami. Jeśli
mówi "tak" kiwa głową jak "nie" (a raczej kołysze na boki) i
odwrotnie. Wywołuje to mnóstwo zabawnych sytuacji.

Uważaj na kierunki, bo w lewo - to "nalewo", prosto to "naprawo", a na prawo to
"na diesnu". Kiedyś spytałem Bułgara o drogę, on powiedział, że prosto - czyli
"naprawo", no i pojeździłem trochę w kółko.










CENY

Benzyna 95 - 1,95 BL - tańsza  niż w Rumunii, dlatego w drodze powrotnej
zatankowaliśmy w Bułgarii.

Nocleg w prywatnych kwaterach - od 10 BL od osoby wzwyż w zależności od
standardu. Im dalej na południe, tym taniej. W Carewie całkiem tanio.

Obiad w restauracji - jedno spore danie plus piwo - około 5 - 6 BL

Mała pizza (zdjęcie wyżej) - 2 BL

Baniczki (bardzo smaczne i duże, pożywne wypieki z różnym nadzieniem) - 1,5 BL

Kebapcze i kiuftete (mielone mięso z grilla wielkości kotleta mielonego lub
parówki) - 0,8 -
1 BL/szt.

Pomidory z ogródka (pyszne) - 2,5 BL/kg

Brzoskwinie - 4 BL/kg (w Carevie - 2,5 BL)

Bakława - bardzo słodkie ciasto - 1 BL

Jogurt (kisjałe mliako), ale taki, że kroisz nożem - 0,5 - 0,6 BL

Piwo Zagorka, całkiem smaczne - 0,75 BL

Pyszne wino czerwone w sklepie - 4,5 BL butelka 0,7 L

Rakija - 8 BL litr. Legalna domowa (domasznia) - 6 BL

Whisky bułgarska - 8 - 9 BL za litr


DANIA W RESTAURACJI

Czorba - gęsta zupa (polecam "bob czorba" - fasolowa, cena 1,5 BL)

Tarator - coś jak nasz chłodnik, tylko bez buraczków - 1 BL

Musaka - zapiekanka z ziemniaków, mięsa i sera (zdjęcie powyżej) - około 3,5 - 4
BL

Kebabcze i kiuftete - mielone mięso z grilla wielkości kotleta mielonego lub
parówki - 1 BL

Gjuwecz - ryż z warzywami bez mięsa - 3,5 BL

Czuszka - papryka. Czuszka bjurek - nadziewana twarogiem i pomidorami, smażona w
cieście papryka - 4 BL

Plnienyj patładżan - faszerowany mięsem bakłażan zapiekany - 3 - 4 BL

Szopski sałat - sałatka z pomidorów, ogórków, papryki posypana słonym twarogiem
- bardzo smaczna - 2,5 -3 BL (ogromna porcja, my braliśmy jedną na 2 osoby).

 


Jak mi się coś przypomni, to dopiszę. A teraz zapraszam do
galerii.






Komentarze
cogito dnia kwiecień 20 2010 23:07:58
fajne opisy ( niektóre koloryzowane ) , wspaniałe wskazówki , dzięki za coś nowego na tych stronach ! cieszę się ,że ktoś z Recza odbył taką podróż , być może jeszcze ktoś się pochwali ... jestem ciekaw .
Erika dnia sierpień 01 2015 00:50:57
Bałkany potrafią być naprawde cudowne i tajemnicze, a do tego są tak bliziutko. Warto się wybrać co najmniej na 2 tygodnie. Zarówno architektura jak i przyroda zachwycają.

Mediakol Niemcy
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.

Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Losowa fotografia
Pożyczka RRSO 0%