|
Gości Online: 1
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 213
Nieaktywowany Użytkownik: 0
Najnowszy Użytkownik: eugen
|
|
Tolerancja medyczna. |
Wszyscy Polacy są lekarzami. Wiadomo. Nie tylko ci ze "Szpitala" w TVN-ie. I to nie dobrymi, ale wręcz doskonałymi fachowcami. Są lepsi niż filmowy House i bardziej troskliwi niż Zosia z "Na dobre i na złe". Znają się nie tylko na własnych chorobach, ale i na dolegliwościach wszystkich innych ludzi. Uleczą wszystko i nas wszystkich pod warunkiem, że zastosujemy się do ich rad. Doskonałych rad, wspaniałych i jedynych słusznych, a idiotów, by się na to odważyć w Polsce nie brakuje.
Internet pęka od komentarzy użytkowników, którzy nie proszeni zalewają innych swoją ludową wydumaną mądrością i wiecie co? Jakoś strasznie mnie to złości. Dlaczego? Bo ja wiem? Może dlatego, że tak często słychać, że koncerny farmaceutyczne są strasznie złe i zarabiają na zdrowiu innych, a nikt nie spyta, ile zarabiają na naiwnych nie lecząc ich firmy paramedyczne? Po co niektórzy znawcy wmawiają ludziom, że Rosjanie już od dawna leczą z powodzeniem AIDS, tylko, że za grube miliomy dolarów? Ludzie stojący w obliczu śmierci są skłonni często spróbować wszystkiego i wydać każde pieniądze by "kupić" sobie jeszcze odrobinę życia. Nikt nie chce umierać, a na tym właśnie żerują cwaniaki.
Właściwie, trudno mi tolerować głupotę, ot co, a oto kilka jej przykładów:
Rodzice dwójki umierających dzieci piszą o tym, że państwo nie chce im pomóc w leczeniu ciężko chorych maluchów. Wiedzieli, że dzieci nie pożyją długo, ale starają się ulżyć im w bólu i opiekować się nimi najlepiej jak potrafią. Cierpią strasznie, bo bardzo kochają swoje dzieci. Co nam radzą internetowi specjaliści? Ależ to proste, że też się nie domyślacie! Te dzieci można uratować! Trzeba dać im liofilizowene owoce nonii, to dar od Boga, indyjska morwa wyleczy wszystko. Na to inny geniusz odpowiada, że tylko buraki najpierw laserami rozbite na atomy a potem sproszkowane (lub odwrotnie) dają stuprocentową gwarancję wyleczenia. Też są dostępne w sieci, i nie są kosmicznie drogie, a pomogą na pewno, bo jemu pomogły, co prawda, na coś innego, ale pomogły!
Kolejnym cudem medycyny, na którym nie poznali się niedouczeni lekarze jest wspaniały i rewelacyjny miód manuka, który zwalcza gronkowce, grzyby, bakterie, podnosi odporność, krawaty wiąże, usuwa ciężę i wypędza islamistów z zagrożonej Europy. I co mają sobie pomyśleć rodzice takich ciężko chorych dzieci? Dlaczego zamiast dobrego słowa pocieszenia słyszą tylko niechciane "dobre rady", które mają utwierdzić ich w przekonaniu, że nie zrobili wszystkiego co mogli? I po co w ogóle korzystali z medycyny, marnując cenny czas? W ten sposób sami słuchając głupich lekarzy zaprzepaścili zdrowie i życie swoich dzieci! Bez komentarza.
Ale to nie koniec mądrości życiowych. Mamy przecież w kraju fanów innych metod tak ładnie zwanego "leczenia". Mamy fanklub na rzecz amolu, bo wiadomo, można zewnętrznie i wewnętrznie stosować i żona nie powie, że piłeś, mamy fanatycznych wyznawców flavonu, którzy są skłonni płacić stówę za coś w rodzaju rutinoskorbinu, który w aptece jest po osiem zł, a którzy musieli pogodzić się przegranym procesem o hasło reklamowe: "leczy raka jak przeziębienie". Mamy sympatyków alveo, bo wiadomo, zioła ze Szwecji są ratunkiem dla świata, jak kiedyś były nim mieszanki mnichów, które można dziś kupić w każdym supermarkecie, więc nie są już ani tak ekskluzywnym ani cudownym towarem jak kiedyś, ot zwykłe, pożyteczne, ziołowe herbatki. Mamy fanatyków aloesu, bo Bóg go własną ręką posadził i on ma moc wypchnąć nagromadzone w organizmie aluminium tak, że masz srebrne plamy pod pachami, ciekawe, prawda? Mamy też osoby, które nałogowo piją sok z marchwi, bo człowiek nie jest w stanie zjeść jej tyle, żeby zaspokoić swoje "podstawowe" potrzeby, więc muszą wytrąbić po trzy szklanki świeżego wyciągu na dobę i nie ruszają się w miejsca zamieszkania bez sokowirówki. Zapomniałabym jeszcze o stale rosnącej w siłę modzie na picie wody utlenionej. Tak, tak, wody utlenionej, swoją droga to ciekawe, jak chętnie Polacy łykają każdy nowy kit.
No i na koniec najwspanialszy fanklub świata, ale zanim o nim, muszę opowiedzieć, że udało mi się ostatnio trafić w interii na bardzo dobry artykuł na temat migren na które cierpię. Tekst był napisany z dużą wiedzą i starannością. Wielu internautów komentowało fakt, że wszelkie badziewiackie ipuprofeny i paracetamole są w mediach nazywane lekami na migrenę, a przecież ogólnie wiadomo, że takiego leku nie ma, że naukowcy pracują od lat nad wyizolowaniem go z LSD, czyli popularnych wśród ćpunów kwasów. W tym samym czasie szefowie biorą migrenowców za idiotów, zalecając im połykanie pastylek i dziwią się z braku efektów, do przecież telewizornia nadała, że to cudowne leki są i z pewnością pomogą, a jak nie pomogły, to niech symulant szuka innej roboty, a nie się opieprza w miejscu pracy. I wiecie co, tam właśnie trafiłam na najciekawszy, w sposób absurdalny. fanklub paramedyczny świata. Fanklub szczyny. Co prawda, oni mówią o "uryniance" ale chodzi o to, że banda inteligentnych inaczej pije swój poranny mocz i uważa, że to ratunek na wszystko. Mamy drugie dwudziestolecie dwudziestego pierwszego wieku, a ludzie leczą się moczem. Brak mi słów.
Z natury jestem osobą o, jak mi się wydaje, dość przeciętnej tolerancji na głupotę. Macham ręką, gdy pielęgniarki na dziecięcym mówią mi, że to pewnie"złe oko" i dziecko choruje, bo je ktoś zauroczył, nie wybucham śmiechem, gdy pani kasjerce z biedronki ktoś radzi by pocierała powieki złotem, bo jej się jęczmień zrobi, nie wytykam palcami czerwonych kokardek w wózkach wykształconych pań urzędniczek, nie komentuję faktu wpychania sobie gotowanej cebuli do cewki moczowej czy sikania na rany. Cóż r11; myślę - Polska to kraj ludzi zabobonnych i zacofanych, ale gdy zbiorę to wszystko do kupy chciałbym powiedzieć swoim drogim rodakom, że lekarze nie uczą się medycyny po to, by im szkodzić.
Wszyscy jesteśmy osobami myślącymi. Proszę mi wierzyć, nie jestem fanatycznym wrogiem zielarstwa, które ma dobroczynny i leczniczy wpływ na zdrowie. Doceniam wiele gałęzi medycyny niekonwencjonalnej i nie potępiam wszystkiego w czambuł. Wiem, że we wszystkim potrzebna jest równowaga. Nie chodzi mi to, że jeśli czegoś nie zapisał lekarz, to nie pomoże. Wierzę w terapeutyczną moc muzyki i bajek dla dzieci, bo te leczą psychikę i pomagają radzić sobie z problemami. Nie mogę jedynie zgodzić się na serwowaną narodowi ciemnotę.
Kochani, obudźcie się! Zosia z "Na dobre i na złe" nie istnieje tak samo jak szpital w Leśnej Górze. Może się wam to nie podobać, ale reprezentujecie ogromną liczbę idiotów, którzy dają się nabrać kolejnym firmom paramedycznym. Ila razy słyszeliście: "tak na prawdę, nasz produkt to lek, tylko że w innych krajach świata, bo w Polsce, żeby coś było lekiem, trzeba długich lat badań, a MY nie mamy czasu, bo MY musimy pomagać ludziom". Zabrzmiało pięknie? No cóż. Zwykła socjotechnika. Ktoś, kto sprzedaje te cuda zadbał o to, żebyście czuli się mądrzejsi i lepsi niż reszta. A słyszeliście kiedyś o efekcie placebo? Tak? Więc niech wam pomaga to, co chcecie, żeby pomagało i powodzenia!
Na koniec gorąca prośba. Leczcie się sami, nie zatruwajcie innych waszymi chorymi ideami, bo będziecie mieć na sumieniu ich zdrowie i życie, gdy zamiast do lekarza trafią na szarlatana, takiego samego, jak wy. Chcecie pić szczochy? Smacznego! Wodę utlenioną? Bardzo proszę! Ale pozwólcie, że normalni ludzie nadal będą chodzić do lekarzy. Nie wszyscy jesteśmy naiwni.
|
Komentarze |
dnia listopad 13 2014 18:24:34
Zarówno powyższy jak i poniższy - czyli mój - komentarze są subiektywnymi enuncjacjami i dla jednych mogą być kamieniem obrazy a dla drugich - fascynacją ewokującą do zgłębiania istoty mechanizmów do tej pory w małym stopniu albo wcale (strach oficjeli przed ośmieszeniem...) nie poznanych.
Naście lat temu miałem nieprzyjemność zachorować na różę - powodowaną przez paciorkowce straszną chorobę o pięknej nazwie...W łydkę skaleczyła mnie moja ukochana kotka, która wzięła nogę za pniak do ostrzenia pazurków a ja to, co było swędzącym p-ktem nolens volens rozdrapałem na całą łydkę, od kostki do kolana. Przedstawicielka medycyny oficjalnej wypróbowała na mnie wszelakie dostępne mazidła i powiedziała: "jeśli ta maść panu nie pomoże - nic już panu nie pomoże, proszę szukać...szeptuna"! Znalazłem go w... Reczu, i on moją straszliwie wyglądającą, swędząco-piekąco-bolącą nogę koloru dojrzałej maliny wyleczył "w try miga"... Było pod wieczór, ten pan coś poszeptał, nogę kilka razy przekreślił palcem, dmuchnął na nią 3 razy, to samo "odprawił" nad 3 łyżeczkami cukru który miałem spożywać o zachodzie, wschodzie i kolejnym zachodzie słońca... Wieczorem wziąłem pierwszą łyżeczkę a rano noga wyglądała, jakby nigdy nie była nogą ciężko chorą. Co w tym wszystkim najciekawsze - przed wojną, na wschodzie, gdzie ani szpitali ani dróg, ten pan leczył na odległość licznie tam występujące przypadki ukąszenia żmij, które oficjalna medycyna leczy jedynie szybko i o czasie podaną surowicą przeciwjadową... Wyższość "ducha" nad materią? Nie mnie, I Racjonaliście IIIRP, o tym rozstrzygać ale że coś jest na rzeczy nikt przytomny nie zaprzeczy... |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.
Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.
Brak ocen.
|
|
|
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|